sobota, 18 czerwca 2011

C'est la vie

Tak niedawno, tak strasznie niedawno był małym pampuszkiem. Buzię miał jak księżyc w pełni i był uroczym chłopczykiem. Teraz ma 175, rozmiar buta 42, jest chudy jak szparag, ma długie blond włosy i jak znam życie ogląda się za dziewczynami:) na szczęście urok pozostał. Mój siostrzeniec skończył właśnie 14 urodziny. Nieprawdopodobne!!! STO LAT ADASIU!!!





Oczywiście pokazuję skończone skarpetki.


 Oprócz babć. dziadków, cioć i wujków, kuzynów Adamo miał jeszcze dodatkowych gości. Niezapowiedzianych aczkolwiek bardzo miłych.


Już całkiem niedługo zasłużony urlop:) Przed wyjazdem czeka mnie jeszcze bardzo, bardzo ważna sprawa do załatwienia, więc proszę o trzymanie kciuków. Obiecuję dać znać jak mi poszło jeszcze przed wylegiwaniem się na plaży.
Bardzo dziękuję Wam również, że do mnie zaglądacie i miłe slowa zostawiacie:)
Pozdrawiam ciepło

sobota, 11 czerwca 2011

Do byle gdzie...

"Jadę na rowerze słuchaj do byle gdzie, rower mam posłuchaj w taki różowy jazz"
W ramach zdrowego trybu życia i postanowienia zrzucenia kilku kilogramów uzbieranych przez zimę odkurzyłam swój rower i z zapartym tchem pomykam przez łąki i pola okoliczne. Fajne te moje wyprawy zwłaszcza, że towarzyszy mi moja sąsiadka Marysia. Uwielbiam te wycieczki po okolicy, gdyż dodają mi skrzydeł, sprawiają, że troski dnia codziennego odfruwają gdzieś daleko, a my mkniemy w nieznane:)
Nieznane oczywiście dla mnie, bo Maryśka  tu urodzona, wychowana, zna tu każdy kąt.



Mimo temperatur  rozpoczęłam swoje ukochane skarpeciochy. Włóczka zakupiona okazyjnie w markecie, drutki KP nr 3. Pokusiłam się jednak, by wypróbować nową technikę i skarpetki rozpoczełam od palców, pięty rzędami skróconymi. Poszło mi całkiem nieźle, a skarpetki są bardziej kształtne. Na jesień będa jak znalazł:)




  


Jak tylko ukończę to zaprezentuję rzecz jasna:)

Tymczasem pozdrawiam Was gorąco

czwartek, 2 czerwca 2011

Mam plan..

Właściwie to cały czas sobie wmawiam, że mam plan:) a tak naprawdę to tylko zwykłe postanowienie. Otóż obiecałam sobie, że nie będę uprawiać czarnowidztwa, nie będę marudą tylko z każdego doświadczenia wyciągnę coś pozytywnego!!! Sama sobie i wszystkim wokół wmawiam, ze teraz to czeka nas pasmo sukcesów. Wiecie, że to działa??? Tak więc codziennie rano tłukę do głów domownikom, że to będzie cudny dzień, z całą pewnością spotka nas coś miłego i nagle stwierdzam, że ja zaczynam w to wierzyć.
Tak więc zaczynam cieszyć się małymi sukcesami, chwytać każdą chwilkę i korzystać z życia ile się da!!!
Nadal dużo się dzieje i nie nie zawsze mam czas, by zostawić u Was choć jedno słówko, ale czytam regularnie Wasze blogi i podziwiam robótkowe cuda. Obiecuję się poprawić.

Drutowo działam nadal, chociaż upał nie sprzyja dzierganiu. Jednak to co pozaczynane dokończę, a później jak znam siebie zacznę coś nowego... Się zobaczy :-)

Póki co prezentuję zaległe zdjęcia getrów:




 Nigdy nie byłam szczęśliwą posiadaczką getrów, bo gdy były modne  to w sklepach nie było, a ja nie potrafiłam jeszcze wtedy robótkować, ale moja starsza siostra miała takie odlotowe getry w paseczki. Jak tylko jechała w niedzielny wieczór do akademika to ja zaczynałam buszować w jej szafach z ubraniami:) Uwielbiałam to!!!! Pożyczałam sobie czasem te getry, a teraz już nie muszę:)  Będą idealne na chłodniejsze dni, a do tego jeszcze pasują do mojego bolerka-etoli. Jesienią zaprezentuję całość.


Dokończyłam również mój szalo-otulacz. Wzór ciut zmodyfikowałam, włóczki połączyłam Zephir i Kid Mohair, a efekt mnie zadowala bardzo. Powinien być odrobinkę szerszy, jednak ja miałam końcówkę Zephira i wykorzystałam go właściwie do ostatniego metra. Robótka milusia w dotyku i mam wrażenie, że to będzie moje ulubione jesienne szyjo-ogrzewanie. Otulaczy nigdy dość (podobnie jak chust, albo skarpet, albo......)




Pozdrawiam Was ciepło