To był ciężki czas...Poszło hurtem...znaczy rozchorowała się cała rodzinka. Kaszleliśmy, psikaliśmy, w płucach dudniło:( Chorować nikt nie lubi, ale w ferie to już szczególnie. Jak bardzo chciałam je spędzać w górach!!! Bardzo, bardzo!!!! Jednak po zeszłorocznych doświadczeniach, gdy od pierwszego do ostatniego dnia góry ogladaliśmy wyłącznie przez okno w pensjonacie cierpiąc na grypę jelitową, w tym roku zostaliśmy we własnych łózkach. Dość mam wrażeń z tamtych wakacji, by ryzykować kolejny raz. Mój pierwszy, obecny, osobisty Mąż wyzdrowiał pierwszy i ciut przyczynił się do mego wcześniejszego ozdrowienia:)
W dniu moich urodzin (mój Kochany Szwagier mówi, że 24:))) podarował mi fantastyczny upominek:) Już dawno chciałam go mieć!!! Nieśmiało podgladałam, marzyłam, ale zawsze były "pilniejsze" potrzeby. Warto było czekać:) Ucieszył mnie ten prezent niesłychanie...
Rzecz jasna nie mogę go ukrywać:) muszę się pochwalić, bo pęknę:)))
Jest cudny!!! Właścicielka Motkolandii dodała do zestawu zakupionego w Jej sklepie prezencik dla mnie:) Bardzo dziękuję:)) Nie mam jeszcze pomysłu jak wykorzystać włóczkę, ale jak tylko coś zdecyduję
z pewnością się pochwalę:))
Długo w domu był szpital, więc ani siły, ani czasu na nic nowego nie miałam:(
Pokażę Wam zatem ciutkę robótek z poczatku sezonu jesienno-zimowego.
Citron, bo o nim mowa jest tak "wdzięczny" i funkcjonalny, że wydziergałam dwa:)
Końcówkę wykonałam z Merino Elian kupionej na allegro i brązowej Finy Red Heart.
Drutki jak zawsze KP nr 3,5
Czarny Citron w całości zrobiłam z Finy Red Heart kupionej
tutaj
Ponieważ jestem już w pełni sił witalnych zabieram się za zaległe prace i wkrótce wszystkim się pochwalę.
Niech moc będzie również z Wami:)))